LIST I

 


Spotkaliśmy się przypadkiem, bez planu ani myśli o tym, że czeka nas jakieś "jutro". Jesteś talią, w której odkryłam tylko kilka kart, być może nawet nie tych najważniejszych. I nie ma już znaczenia jaki jesteś naprawdę i ile razy mnie okłamałeś, bo w chwili słabości oddałeś mi dużą część siebie. Być może tą, w którą chciałeś wierzyć. I ta część ciebie jest tylko moja. Nienawidzę Twoich kłamstw i manipulowania moimi uczuciami, ale kocham Twoje spojrzenie, którym mnie obdarzasz kiedy zapominasz o tym, że nieustannie musisz sobie i komuś coś udowadniać. Kocham smak twoich ust i ciepły oddech na karku o poranku. Nienawidzę tego, że oskarżasz mnie o to, że rozdziela nas twoja przeszłość.

Jestem Twoją teraźniejszością, chciałam być przyszłością, nie masz więc prawa winić mnie za swoje błędy, które nas rozdzielają.

Bo widzisz, ja nie jestem zła.

Ty pewnie też nie jesteś.

Może nawet mnie kochasz, chociaż boję się definicji, którą skrywasz pod tymi słowami.

Bo wiesz? Prawda ma wiele definicji, a ja byłam w Twoim życiu każdą z nich. Byłam prawdą. Dosłowną, sentymentalną, namacalną, emocjonalną i namiętną. Nie prosiłam się żeby się zakochać, lubiłam swój rozsądek i chłód osądu świata. Czułam się bezpiecznie w swoim dystansie wobec wszystkich i wszystkiego.

Transcendencja losu zakpiła w równym stopniu ze mnie i z ciebie.

Ty żyłeś szybko, płytko, płasko. Zadowalałeś się półśrodkami, wyobrażeniem i marzeniem na temat tego jak powinno wyglądać życie. I ja wiem, że nie mam prawa cię z tego rozliczać ani cię oceniać i nie robię tego, uwierz mi.

Ale jestem filozofem, pamiętasz? Ja muszę pytać, ja muszę rozumieć, inaczej błądzę.

I mówiąc po mojemu, czy odkryłam kwintesencję samej siebie a priori, czy a posteriori zanim cię poznałam? Czy jesteś noumenem mojego życia? Czy wciąż jestem smutnym Immanuelem, który szuka sensu w "krytyce czystego rozumu"?

Wiesz co mnie w tobie fascynuje? Że pozwoliłeś mi spróbować poszukać w sobie czegoś więcej. Być może nie pozwoliłeś na to nawet tamtej kobiecie, która zrobiła mi tyle złego.

W głębi serca wiesz, że szukałeś wypełnienia i pocieszenia po tym jak cię zostawiła. Bez względu na to co usiłujesz sobie wmówić, kochałeś ją. Być może tak, jak ja ciebie teraz. Pomimo wszystko, pomimo zdrad, braku szacunku, wykorzystywania, upokarzania i znieważania. Kochałeś ją i uciekając od samotności i rozpaczy trafiłeś na mnie.

Jestem tylko pocieszeniem i płaczę w środku nocy, że muszę to napisać, zobaczyć i pozwolić żeby to do mnie dotarło. Bo to boli, wiesz? Tak jak ciebie bolało, że odeszła.

Na tym etapie wiem, że jeśli istnieją na tym świecie przeciwieństwa to ja i ona nimi jesteśmy.

Łatwiej było ci zapomnieć na chwilę o rozpaczy, kiedy byłam obok? Chciałabym wierzyć, że chociaż tyle znaczyła dla ciebie moja obecność. Tracę złudzenia, że byłam kimś więcej chociaż przez moment.

Ty wciąż nie wierzysz, że ja mogłam nie wiedzieć, nie rozumieć, nie myśleć tak jak ty. Nie rozumiesz, że ja inaczej cię postrzegam niż ty mnie. Że dla mnie spotkanie z tobą było czymś więcej? Bo dla ciebie spotkania z ludźmi, flirtowanie, są czymś normalnym.

Ale nie dla mnie.

To cię przyciągnęło? Zerwanie kwiatka, który nie nadaje się do twojego bukietu? Zdobycie rzeczy, która nie pasuje ci do wystroju życia? Chciałeś odmiany, bo zdobywanie kobiet stało się za mało intrygujące?

Jeśli mówisz kobiecie, że jest wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju, to nie traktuj jej jakby była taka sama jak wszystkie inne, które miałeś. Nie możesz się zachwycać tym jaka podobno jestem cudowna i mówić mi, że pisanie z innymi to tylko rozrywka, która nie jest zdradą.

Wiesz co w tym wszystkim sprawia największy ból? Że ja cię kocham naprawdę.

Nie tylko wyobrażenie o tobie. Nie idealizuję cię, chciałam cię poznać. Takiego jakim jesteś.

A mówiąc to po mojemu, po filozoficznemu, chciałam poznać "rzecz samą w sobie" twojego istnienia. Niczego nie oczekiwałam. I wiesz co się okazało? Że zderzyłam się z kolejnymi kłamstwami. Chciałeś stworzyć przede mną jakiś swój wyidealizowany obraz, który miał mnie zadowolić i sprawić, że przestanę pytać i drążyć. Otóż kochanie, nie przestanę. Bo taka jest moja natura. Nigdy nie zdołam cię poznać do końca, bo ciągle się zmieniasz, nie tylko ty, ja też. Wszyscy się zmieniamy. Chciałam tylko żebyś mnie wpuścił do siebie i pozwolił obserwować te zmiany.

Czy to tak źle, że chciałam cię odkryć, a nie tylko żebyś się ze mną kochał? Czy to właśnie nie to odróżniało mnie od innych? Czy właśnie nie przez to nazwałeś mnie "wyjątkową"?

I wiesz, zdobyłeś mnie. Dosłownie i w przenośni. Dla ciebie to nic wielkiego. Dla mnie tak. I docieramy do kolejnej smutnej kwestii. Myślisz, że nie widziałam jak zaciskasz oczy kiedy się ze mną kochasz żeby mnie nie widzieć? Nie chcę wiedzieć o kim myślałeś, czyim substytutem miałam być. Ale chyba obydwoje znamy odpowiedź. Wyobrażasz sobie moją rozpacz i samotność kiedy mam świadomość, że jesteś przez kilka sekund tylko mój, ale wiem, że nigdy nie będziesz naprawdę tylko mój? Bo nie ma cię ze mną myślami. Dla ciebie to tylko chwila zaspokojenia fizycznego. Czysta, fizyczna przyjemność pozbawiona ładunku emocjonalnego. Jak dla mnie zjedzenie kostki czekolady. Ale ja nie jestem czekoladą, tylko człowiekiem, który ma uczucia. Człowiekiem, kobietą, dla którego słowo namiętność to jedynie hasło, któremu mogę nadać sygnaturę. Dla ciebie chciałam to zmienić, naprawdę chciałam. Wierzyłam ci kiedy mówiłeś, że muszę się odblokować, ja ci naprawdę wierzyłam. Bo przecież jesteś taki doświadczony, tak dobrze znasz kobiety. Pomijam już fakt, że boli samo myślenie o tym. I tak tego nie zrozumiesz. Ale mijały miesiące, a ty coraz częściej traktowałeś mnie jak narzędzie do zaspokojenia. A człowiek z miłości robi wiele przykrych rzeczy. W końcu coś we mnie pękło. Rozdzierałeś moje serce od ciała. Nawet tobie nie mogę na to pozwolić.

Dawałam ci seks, żeby zdobyć twoją miłość. Ty udawałeś miłość żeby zdobyć seks.

To smutne, nie sądzisz?

A czy nie większą satysfakcję dałoby ci to, że możemy w tym być razem? Na te kilka chwil.

Bez twoich przeszłych nawyków, bez mojego braku doświadczenia i zahamowań?

Bo widzisz, przecież nie muszę ci tłumaczyć, że seks może ci dać każda kobieta, której sobie zapragniesz. Wiesz, że mogłam dać ci więcej? Naprawdę w to wierzę, bo wiem co czuję.

I kiedy uświadomię sobie, że szukałeś w mojej inności ucieczki od rozpaczy po kobiecie, którą straciłeś i potraktowałeś mnie tak, jakbyś chciał na mnie odegrać się za to co ona tobie zrobiła, to mam ochotę przestać istnieć. Czuję wstręt do samej siebie, że pozwoliłam się tak potraktować. Że tyle zniosłam, tyle wycierpiałam i straciłam.

I nie, nie chodzi o fizyczny aspekt braku zaspokojenia, bo o tym pomyślisz żołnierzu. Nie chodzi o cel, który sobie wyznaczyłam, a którego ty nie spróbowałeś nawet osiągnąć. Chodzi o sam fakt, że brałeś ze mnie przyjemność, a mnie jej nie dałeś. I robiłeś to świadomie i celowo. Upokarzałeś mnie.

Wiesz jak ja to rozumiem? Że dawanie przyjemności zarezerwowałeś dla niej. Nie cieszysz się mną, tym, że jestem z tobą, że chcę być w tym z tobą, wolisz mnie karać w imię chorej lojalności wobec miłości, którą straciłeś.

Ja się przełamałam już dawno. Otworzyłam się na ciebie. Fizycznie i duchowo. Nie chciałeś mnie poznać, nie chciałeś się sobą podzielić.

Brałeś na co miałeś ochotę i oceniałeś mnie swoją miarą. Nie wierzyłeś, że ktoś może cię kochać pomimo wszystko. Manipulowałeś moimi uczuciami, tak jak ona tobą manipulowała.

Ale teraz nie chodzi już tylko o ciebie i o mnie. Chodzi o życie, któremu dałeś początek i które czuje każdą moją łzę, a uwierz mi, wiele przez ciebie płakałam. Nie masz pojęcia jak wiele. Nie chcę żeby ona płakała. Nie za nasze błędy. Nie za to, że ja ciebie kochałam za mocno. Pomimo wszystko. Nigdy nie mówiłam, że jestem idealna i wspaniała. Mam wiele braków, ograniczeń i zahamowań, wiele nas różni. Ale chciałam to przeskoczyć, oszukać los, wmówić sobie, że może możesz mnie kochać. Że możemy się od siebie uczyć jak być lepszymi ludźmi. Nie chciałam cię zmieniać, ani ulepszać, bo pokochałam cię takim jakim jesteś.

Żałuję, że nie dałeś sobie szansy żeby mnie też chcieć odkryć i kochać. Tak bardzo wciąż jesteś w poprzednim życiu, z dawnymi nawykami i przyzwyczajeniami.

Przegrałam już na starcie.

Wymagałeś, żądałeś, oczekiwałeś.

Ja tylko to spełniałam.

Nie jestem tak pewna siebie jak ty. Nie radzę sobie ze świadomością, że mnie porównujesz do innych, które miałeś. Zadręczam się, że jestem zbyt nijaka żebyś mógł zostać przy mnie na dłużej, żeby cię nie znudzić. Wiem, że nie jestem w stanie ci wystarczyć. Nie dostarczę ci awantur, nie będziesz się musiał o mnie bić, nikt ci nie będzie mnie zazdrościł, nikt nie będzie chciał ukraść, nie będę cię zdradzać ani okłamywać, nie będę też stawiać wymagań ani oczekiwać, że będziesz mnie utrzymywać. Nie napiję się z tobą wódki ani nie zatańczę do disco polo na dyskotece.

Przykro mi, nigdy taka nie będę. Jestem czasem pokoju, w którym ty, mój żołnierzu nie umiesz się odnaleźć.

Bo widzisz kochanie, ja nie zatańczę jak mi zagrasz, nie tylko dlatego, że nie lubię tańczyć, ja po prostu nie lubię rozkazów, nie jestem żołnierzem.

Jeśli coś dla ciebie robię, to dlatego, że sama tego chcę, a nie dlatego, że mi karzesz. Już do końca życia będę więźniem uczucia jakie mam do ciebie. Nie jesteś moją zachcianką, ja nie miewam zachcianek. Nie jestem kobietą, która traktuje swoje ciało jak narzędzie. Podałam ci się na tacy bo chciałam żebyś na swój sposób poczuł ile dla mnie znaczysz. Za późno zrozumiałam, że to nie znaczyło dla ciebie nic, a na moim miejscu pomiędzy jednym a drugim twoim pocałunkiem mogła być każda. I była każda. Jestem jedną z wielu.

Walczyłam dla ciebie, chociaż nie mam natury wojownika. Jestem raczej tchórzem, który czuł się bezpiecznie pomiędzy swoimi książkami i wyimaginowanymi światami.

Nie wiem czy w tej historii los napisał już ostatni rozdział. Ostatni rozdział dopiero się urodzi.

Wtedy się okaże, czy nasza historia to dramat, czy jednak romans z happy endem.

Jedno jest pewne, dla życia, które mi podarowałeś, napiszę najlepszą możliwą historię jaką będę w stanie.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

LISTY DO SUMIENIA

List IV

LIST II